Prowansja to przepiękny i różnorodny region, pełen klimatycznych miasteczek, cudownych krajobrazów i serdecznych ludzi. Do podróży zainspirowała nas produkcja telewizyjna "Francuskie ogrody Monty Dona", a potem książka, która powstała jako pamiętnik z tej podróży "Road to Tholonet. A French Garden Journey". Postanowiliśmy ruszyć śladami Monty'ego na południe Francji i zobaczyć kilka ogrodów opisanych w książce i pokazanych w programie.
 |
Drogowskaz na Tholonet |
Ale…plany - planami, a rzeczywistość swoje..
Większość pokazanych w programie ogrodów to prywatne rezydencje z ograniczonym dostępem dla zwiedzających. Pomimo tego, że doczytaliśmy w necie, co i jak w kwestii logistyki podróży, na miejscu okazało się, ze większość ogrodów jest niedostępna dla publiki. Strony internetowe tych ogrodów (niemal wyłącznie po francusku) zawierały nieaktualne dane odnośnie otwarcia i dostępności, a w niektórych po prostu zmienili się właściciele posiadłości i zamknęli ogrody wyłącznie na własny użytek. Inne były otwarte tylko kilka dni w roku i to po wcześniej telefonicznej rezerwacji. Ale...nie po to jechałam przez całą Europę żeby tak łatwo się poddać i coś tam udało się zobaczyć, a przede wszystkim zwiedzić region i posmakować smaków i smaczków Prowansji, z lawendowymi lodami na czele!

Pierwsze dni spędziliśmy w okolicach St. Remy de Provence, urokliwego miasteczka w zachodniej Prowansji. Nocowaliśmy w pięknej wilii z 2-hektarowym ogrodem, położonej na uboczu (tak na uboczu, że szukaliśmy jej ponad godzinę, najpierw sami, a potem z pomocą życzliwych miejscowych.. aż wreszcie udało się namierzyć właściciela, który po nas przyjechał) gdzie serwowano śniadania na otwartym tarasie, otoczonym gajem oliwnym.
 |
Nasz pokoik na uboczu, tuż przy wejściu do ogrodu kuchennego |
 |
Strzeliste cyprysy, lawendowe obwódki i gigantyczne oleandry |
Śniadania wspominam szczególnie miło - ze względu na przesympatyczne towarzystwo właścicieli, pyszności na stole i wyjątkowo urokliwe okoliczności przyrody. Cudowny, niepowtarzalny klimat. Zapamiętam zwłaszcza smak kawy z dodatkiem miodu, podawanej w misce, czyli w ilości na miarę moich porannych potrzeb 😉
 |
Bonnieux |
W trakcie pobytu w St. Remy planowałam wypad do La Louve - prywatnego ogrodu tarasowego na zboczach miasteczka Bonnieux. Niestety, mimo zachęcających informacji na stronach internetowych, podanych godzinach otwarcia (ba, nawet cenach biletów) okazało się, że ogród jest zamknięty dla zwiedzających, a nowy właściciel nie umieścił nawet tabliczki informującej zbłąkanych turystów o zmianie zasad. Na bramie wisiała kłódka, ale udało mi się zerknąć przez ogrodzenie....
 |
La Louve |
La Louve powstał w 1986r. i został zaprojektowany przez projektantkę tkanin, Nicole de Vésian, zatrudnioną przez paryski dom mody Hermés. Ogród położony jest na stromej skarpie, dlatego został podzielony na tarasy, jest ich w sumie trzy i każdy z nieco innym charakterem. Dominują precyzyjnie strzyżone formy ciętych roślin, od masywnych brył cisów po krzewinki lawendy przycięte w idealne kopułki. Roślinność jest rozplanowana kaskadowo, jakby spływała w dół stromego zbocza. Do umocnienia skarp i wykonania tarasów wykorzystano lokalny kamień. Nawet przy bramie czuć było unoszący się nad rozgrzanym słońcem kamiennym tarasem zapach rozmarynu...
 |
kamienna ławka z bloczków i płyty - prostota i elegancja w jednym |
 |
wejście na taras w cieniu roślin |
 |
La Louve |
Ze względu na to, że wypadło nam po drodze z grafiku kilka ogrodów (też zamknięte 😞 ) wybraliśmy się na dodatkową wycieczkę po okolicy, w Bonnieux zjedliśmy lawendowe lody, a potem pojechaliśmy do pobliskiego miasteczka Lourmarin z pięknym zamkiem i klimatycznymi zakątkami.
 |
Bonnieux
|
 |
zamek w Cucuron |
 |
La Lourmarin
Niewątpliwą zaletą Prowansji jest to, że nie trzeba się jakoś szczególnie starać żeby znaleźć urokliwe miejsca do zwiedzania. W zasadzie każde miasteczko, do którego przyjechaliśmy miało typowe dla tego regionu wąskie, kamienne uliczki i dekoracyjne portale gęsto obrośnięte roślinnością. Zachwyciły mnie gęsto obsadzone balkony, choćby te najmniejsze, czy glicynie wyrastające niemal z kamienia. Nawet jeśli przed kamieniczką nie było nawet skrawka ziemii, stawiano przed drzwiami gliniane donice, albo dekorowano nim schody.
 |
Oazy zieleni w krużgankach kamienic |
Kolejnego dnia po śniadaniu wybraliśmy się na targ do Eygalieres, który odbywa się codziennie w innym miasteczku, a gdzie można kupić regionalne przysmaki, wyroby rzemieślników i inne różności. Kupiłam lawendowy miód, miejscową oliwę i różową sól z Alp z ziołami prowansalskimi, o tutaj:
W Cucuron mieliśmy zobaczyć ogród Le Pavillon de Gallon, ale również okazał się nieczynny (wbrew informacji uzyskanej w biurze turystycznym, ehh..) więc pojechaliśmy dalej, do Lauris, gdzie na wzniesieniu stoi XVIII wieczny zamek z niewielkim ogrodem.
Wyczytałam, że uzyskał odznaczenie "Jardin Remarkable" (Wyjątkowy Ogród) co jest francuską miarą jakości ogrodów, nadawaną ogrodom prywatnym i publicznym przez ministerstwo kultury (La Louve też takowe posiada). Na zamkowym dziedzińcu znajdował się określany jako "Biały Ogród", choć o tej porze roku dominowały trawy i niektóre byliny, ale latem rośnie tam też kilkadziesiąt białych róż.
Bardzo spodobały mi się trawki przypominające rozplenice japońskie o ślicznych, białych kotkach. Nie znalazłam tabliczki, ale wydaje mi się, że to dmuszek jajowaty (lagurus ovatus), który z powodzeniem można wysiewać wprost do gruntu. Siany w kwietniu zakwita w tym samy roku, niestety u nas to trawka krótkowieczna.
 |
Lagurus Ovatus czyli dmuszek jajowaty to w naszym klimacie trawka jednoroczna |
 |
ekrany ze strzyżonych lip |
Poniżej Białego Ogrodu znajdował się Ogród Kolorów, podzielony na sekcje zgodnie z główną kolorystyką nasadzeń. Późnym latem kolorów był już niewiele, ale jedna roślina przykuła uwagę - "rajski ptak":
Cały region Prowansji mnie zachwycił, nie tylko ze względu na inspirujące ogrody - niemal każda odwiedzana miejscowość zachęcała do dalszego odkrywania, niespiesznych spacerów po ciasnych uliczkach, delektowania się lokalnymi przysmakami. Lody lawendowe w przytulnej kafejce w Bonnieux wspominam do dziś! Z Cucuron udaliśmy się dalej na południe, po drodze zwiedzając winnice i podziwiając gaje oliwne wzdłuż trasy. Następnie dotarliśmy do winnicy i ogrodu w Val Joanis, o którym piszę tutaj.
 |
gaj oliwny |
|
Brak komentarzy:
Publikowanie komentarza